Toyota, Mercedes, Volvo, a od 2020 r. także Ferrari – serwisowe portfolio Inter-Cars Fleet Service stanowi powód do dumy, ale wymusza też utrzymywanie najwyższej jakości usług. O tym, jak warsztat radzi sobie w segmencie aut premium, rozmawiamy z Krzysztofem Zielińskim, właścicielem firmy.
Mało która firma w Polsce może o sobie powiedzieć, że naprawia auta osobowe warte kilka milionów złotych. Wy, z racji napraw samochodów Ferrari, możecie. To poniekąd, wizytówka waszej działalności, ale początki, siłą rzeczy, musiały być skromniejsze.
Krzysztof Zieliński, Inter-Cars Fleet Service:
To prawda, dlatego jesteśmy bardzo dumni, że się udało. Dla nas to najlepszy dowód na to, że dobrze wykonujemy naszą pracę. Mimo wszystko było w tym trochę szczęścia, bo o tym, że auta Ferrari są lakierowane materiałami naszego biznesowego partnera – firmy PPG, dowiedziałem się przypadkowo. To był dla mnie impuls do dalszych działań. Zacząłem drążyć temat i... udało się. Ponieważ jesteśmy serwisem autoryzowanym przez PPG, firma zorganizowała nam specjalne szkoleniu w fabryce Ferrari w Maranello, a warto wspomnieć, że nie jest to wcale takie proste.
Jak nawiązaliście współpracę z Ferrari? Taka szansa nie trafia się na co dzień.
To prawda, dlatego jesteśmy bardzo dumni, że się udało. Dla nas to najlepszy dowód na to, że wykonujemy dobrą pracą. Mimo wszystko było w tym trochę szczęścia, bo o tym, że auta Ferrari są lakierowane materiałami naszego biznesowego partnera – firmy PPG, dowiedziałem się przypadkowo. To był dla mnie impuls do dalszych działań. Zacząłem drążyć temat i... udało się. Ponieważ jesteśmy serwisem autoryzowanym przez PPG, firma umożliwiła nam specjalne szkolenie w fabryce Ferrari w Maranello, a warto wspomnieć, że nie jest to wcale takie proste.
Praca z markami aut premium i luksusowych to z pewnością nobilitacja, ale też duża odpowiedzialność. Tu nie można pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd.
Dlatego też tych błędów nie popełniamy. Nasz wskaźnik napraw powtórnych jest bliski zera, wykorzystujemy materiały najwyższej jakości, nigdy nie idziemy na skróty. Ma to odniesienie do wszystkich produktów nie tylko lakierniczych, ale również poza lakierniczych, np. papiery i folie. Nie oszczędzamy na jakości. Jeżeli już dojdzie do jakiegoś pechowego zdarzenia – dajmy na to, pracownik podczas montażu zarysuje drzwi, to dbamy o to, żeby wszystko przywrócić do idealnego stanu. No i sprawa kluczowa – cały czas inwestujemy w nowe technologie. Jeśli coś wartościowego pojawi się na rynku, to jesteśmy gotowi po to sięgnąć. Nie boimy się zmian.
Tak jak wtedy, kiedy zakupiliście mieszalnik Moonwalk® od PPG?
Dokładnie. Nasi lakiernicy korzystają z mieszalnika Moonwalk® już od 3,5 roku. Powiem więcej: „skrzynka”, która stoi w naszym warsztacie, to pierwszy oficjalnie zamówiony Moonwalk® w Polsce. I od tego czasu na rynku nie pojawiło się w tej kategorii nic lepszego. Załoga blacharni-lakierni od razu dostrzegła zalety tego urządzenia, dlatego proces adaptacji nowego sprzętu przebiegał bardzo sprawnie – niemal z miejsca wszyscy zaczęli z niego korzystać.
Co z perspektywy czasu okazało się najważniejsze?
Oszczędność materiału lakierniczego oraz dokładność. Dozowanie koloru to proces wymagający skupienia. Wystarczy chwila dekoncentracji, kiedy zadzwoni telefon bądź coś innego rozproszy naszą uwagę ... i nieszczęście gotowe, bo już nie pamiętamy, czy wlaliśmy ten pigment, czy nie. To oznacza, że część lakieru się marnuje i cały proces trzeba zacząć od nowa. Nie chodzi jednak wyłącznie o błędy wynikające z dekoncentracji. Niektóre kolory składają się z 8 czy 10 pigmentów, niekiedy występujących w śladowych ilościach. W takiej sytuacji nawet najbardziej doświadczonym lakiernikom trudno jest je precyzyjnie odmierzyć. Moonwalk® nie ma takich ograniczeń – maszyna działa z precyzją nieosiągalną dla ludzkich rąk. Mieszalnik wykorzystuje prawie 100 proc. zawartości pojemnika, a jeśli jakiegoś pigmentu jest za mało, to Moonwalk® nas o tym informuje. Dzięki temu ryzyko, że zabraknie nam czegoś już w trakcie pracy, jest ograniczone do minimum.
Nie wspomniał Pan o jeszcze jednej oszczędności – czasie pracy lakierników, którzy mogą skupić się na innych rzeczach w momencie, kiedy urządzenie zajmuje się dozowaniem kolorów.
To akurat wynik specyfiki funkcjonowania naszego warsztatu. Moonwalk® jest u nas obsługiwany przez dedykowaną osobę, która nie jest bezpośrednio związana z lakiernią. Oczywiście ten pracownik ma własne obowiązki, które może w tym czasie wykonywać, więc tę korzyść też dostrzegamy. Ale akurat oszczędność czasu nie jest dla nas sprawą pierwszorzędną.
Jeśli oszczędność czasu nie jest głowną korzyścią to co nią w takim tazie jest?
Naszym priorytetem jest zadowolenie klienta. Jeśli popełnimy jakikolwiek błąd i auto do nas wróci, koszty reklamacji będą niewspółmiernie wysokie. Samochody, które trafiają do Inter-Carsu, to z reguły marki premium, gdzie jakość usług ma fundamentalne znaczenie. W przypadku Ferrari dodatkowa godzina w jedną czy drugą stronę w ogóle nie jest tematem dyskusji i nasi klienci doskonale to rozumieją. Swego czasu pracownicy przez cały tydzień zajmowali się pokrywą do jednego z modeli włoskiego producenta, ale wynik był tego wart. Z tego też powodu zdarzało nam się nie przyjmować aut, jeśli klient dla którego byliśmy podwykonawcą, stawiał warunki dotyczące czasu naprawy oparte na własnym kosztorysie. Oczywiście rozumiem taki punkt widzenia – zdaję sobie sprawę, że samochody zastępcze kosztują, dlatego dealerom, zwłaszcza w markach wolumenowych, będzie zależało na skróceniu tego procesu do minimum. Nie chciałbym jednak, aby doszło do sytuacji, w której nie bylibyśmy w stanie zagwarantować terminu naprawy albo, co gorsza, działać w pośpiechu.
Skoro pod kątem jakości oferowanych usług zbliżyliście się do perfekcji, to gdzie jeszcze widzicie szanse na usprawnienie biznesu?
Cały czas szukamy oszczędności. Branża blacharsko-lakiernicza zmaga się z szeregiem wyzwań – kosztami mediów, niskimi stawkami roboczogodzin, niedoborami kadrowymi czy wreszcie presją inflacyjną. Nam najbardziej doskwiera wzrost cen energii – podwyżki w ostatnich latach były gigantyczne. O ile pozostałe trudności jesteśmy w stanie przeboleć, a w przypadku zespołu nie mamy żadnych powodów do zmartwień, tak rosnące koszty energii są znaczącym obciążeniem dla firmy. Tu pewnym rozwiązaniem jest automatyzacja. I to już drugi powód, dla którego zawsze rozglądamy się za najnowszymi nowinkami technologicznymi. Teraz taką nowością w naszym warsztacie jest platforma PPG LINQ™, która odmieniła proces doboru koloru. To z jednej strony precyzja, a z drugiej oszczędności – korzystając z tego systemu, znacząco ograniczyliśmy liczbę wykonywanych natrysków próbnych. W markach premium, które znaliśmy od podszewki, nie był to może tak duży problem, bo tych natrysków i tak nie było wiele, ale w przypadku aut, które trafiały do nas w ramach współpracy z towarzystwami ubezpieczeniowymi, PPG LINQ™ okazał się nieocenionym wsparciem. Nie muszę dodawać, że także i w tym wypadku, jako pierwsi w Polsce zaczęliśmy korzystać z tej platformy. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że to nie produkt jest w tym wszystkim najważniejszy.
Co w takim razie jest najważniejsze?
Partnerstwo i wsparcie techniczne. Produkty PPG to najwyższa półka, ale równie ważne jest partnerskie podejście do współpracy. Nasi dostawcy materiałów wiedzą, czego oczekujemy i służą natychmiastową pomocą – jeszcze nigdy nie spotkałem się z odmową. Zbudowaliśmy doskonałe relacje i pozostajemy w stałym kontakcie. Jeśli ktoś z załogi ma problem z nietypowym bądź trudnym kolorem, po prostu dzwoni do naszego opiekuna z PPG, a ten udziela mu wsparcia. Nie są to częste sytuacje, bo na tym etapie niewiele jest w stanie nas zaskoczyć, ale świadomość, że możemy liczyć na wsparcie naszego partnera, jest budująca, zwłaszcza że znam wiele warsztatów, które muszą radzić sobie same – i różnie na tym wychodzą.